Ostatnimi czasy głośno się zrobiło w Polsce o akcji bojkotu
piwa Ciechan. Naturalnie natychmiast powstała też akcja
antybojkotująca, czyli namawiająca do wypicia tegoż trunku. Nie
wnikając w szczegóły, efekt był z grubsza taki, że spora część
Polaków (w tym wyżej podpisany) pierwszy raz w ogóle usłyszała o
piwie Ciechan czy ogólniej o Browarze Ciechan. Padały podejrzenia,
że wszystko jest z góry ukartowane na grę marketingową, czego nie
wykluczam. W końcu stara zasada show-biznesu mówi, że nie ważne
co mówią, byleby mówili. Dzisiaj, gdy sprawa jakby już
przycichła, znowu czytam newsy, że właściciel browaru grozi
bojkotującym pozwem sądowym...czyli jednak chce, żeby o nim
mówili. Postanowiłem mówić i ja.
Nie będzie tu nic o browarze, bo niestety naszego piwa we Francji nie
uświadczysz, choć swobodnie mogłoby nadgryźć pozycję Belgów,
Niemców i Holendrów, ale napiszę o pewnym partnerstwie.
Pojęcie miast partnerskich jest w Polsce znane. Polega ono w
głównej mierze na tym, żeby postawić tablice na rogatkach miasta
z wymienionymi miastami partnerskimi (we Francji zwanymi
bliźniaczymi) i od czasu do czasu wysłać wycieczkę z ratusza na
„integrację”. I tutaj kolejny raz piwo nie łapie się ani do
koszy podarunkowych, jako trunek za mało reprezentatywny, ani na
stoły negocjacyjne, jako posiadające zbyt niski ładunek argumentów
(%).
Ech. Popłynąłem. Już spieszę z wyjaśnieniem, skąd mi się
wziął ten temat.
Otóż Browar Ciechan pochodzi z Ciechanowa. A Ciechanów po
szybkim zerknięciu na Wikipedię, okazuje się być od 1970 roku
miastem partnerskim podparyskiego Meudon! I tak nie będąc jeszcze
świadom tych konotacji, przejeżdżałem wielokrotnie przez tą
urokliwą, pagórkowatą miejscowość z malowniczym wiaduktem,
aż za -nastym razem, moją uwagę przykuł znak:
Przy kolejnej wizycie musiałem się zatrzymać i uwiecznić to
miejsce. Panie i Panowie, oto Rondo Ciechanowskie w pełnej krasie:
Nic tylko przyjechać ze skrzynką Ciechana i można smakować...
na okrągło.
ps. Jeśli ktoś będzie przejazdem w Ciechanowie, podeślijcie
mi, proszę, zdjęcie tamtejszego Ronda Meudon.
Bez owijania w bawełnę, wyłuszczę Ci szanowny czytelniku w czym jest rzecz. Na "popularnym serwisie społecznościowym" jest grupa dziewczyn, które dowodzone przez charyzmatyczną liderkę, starają się nie popaść w niebyt i nie zostać wchłonięte przez paryską codzienność. Mówiąc po ludzku, pomagają sobie w codziennych zmaganiach z papierologią administracji, polecają sprawdzone manikiurzystki, wychodzą razem na wystawy, czy choćby na ploteczki przy piwku. Niby nic wielkiego, ale dla wielu z nich jest to sposób na zdobycie nowych kontaktów, kontraktów, przyjaźni i na uniknięcie samotnictwa w wielkim mieście. Temat na tyle uniwersalny, że pewna bliska mi osóbka i jej siostra, postanowiły ubrać go w ruchome obrazy, by wieść się niosła, że nie każdy Polak Polakowi wilkiem! Niestety, sam pomysł i zapał to nieco za mało, żeby zrealizować film (choćby tylko kilkuminutowy), dlatego wspomniane wcześniej niewiasty postanowiły uciec się do ostatniej zdobyczy mody społecznościowej czyli na crowdfunding, co po białoczerwonemu brzmi: ZRZUTKA. Bo choć wiadomo, że dziś film można nakręcić komórką, to wiadomo też, że lustrzanką film się nakręci lepszy, a kamerą to już ho ho ho! Bez obaw, to nie ma być Avatar2, nie potrzebujemy (piszę "my" bo wiadomo, że skoro film kręci bliska mi osóbka, to ktoś musi za nią sprzęt nosić) kwot z sześcioma zerami, ot uzupełnienie minimum sprzętowego niezbędnego do wydobycia tego błysku w oku, albo zarejestrowania tego drżenia w głosie... Tyle mojej pisaniny, więcej szczegółów znajdziecie tutaj. Życzcie nam powodzenia!