Grudnia ciąg dalszy. Większość znajomych albo już poluje na białe niedźwiedzie na Podlasiu, albo właśnie pakuje wełniane skarpety do walizy. Nie każdemu jednak jest dane pojechać na święta do "kraju dziadów" i jedyne co im pozostało, to zanurzyć się w paryskich polskościach. Na szczęście jest ich tu sporo. Dzisiaj zerknijmy na niepozorną aleję w 16. dzielnicy okalającą niewielki skwer i graniczącą z Uniwersytetem Paris-Dauphine:
Niby nic szczególnego, ale jakoś tak się cieplej zrobiło, kiedy tam trafiłem...
To już? O kurczaki! Święta za pasem, karp się szykuje do galarety, choinki w każdym markecie, a ja jak zwykle i wiecznie… zielony. Siwa broda nie zapuszczona, coca cola nie schłodzona, obejście nieodśnie… nieodliścione.
To może chociaż prezenty? Też nie.
Propozycje prezentowe prawdopodobnie wylewają się na Was z każdego skrawka czasopisma, skrzynki na listy, e-maila, witryny sklepowej, plakatu, telewizora i ostatecznie śnią się po nocach. Ci, którzy dokują na Boże Narodzenie (we Francji łatwo zapomnieć nazwę tego święta) w Polsce, zapewne przeszukują katalogi francuskich perfum dla cioci Wiesi, szampana dla stryja Zenka, torebki Diora dla kuzynki Wioli, pasztetów z gęsich wątróbek, nugatów, win, serów, ślimaków, kasztanów w syropie… A to wszystko, żeby zabłysnąć wśród rodziny, zaspokoić ciekawość najbliższych, czy z jakiegokolwiek innego powodu.
A co z tymi którzy zostają, albo mimo wyjazdu, mają bliskie osoby, które chcieliby obdarować upominkiem z okazji Świąt? Oczywiście mogą powielić listę powyżej lub zwyczajnie poszukać czegoś „na czasie” i „na topie” wśród paryskich/francuskich konsumentów. Oczywistym jest, że jeśli nasi „darobiorcy” są Francuzami, nie zaskoczymy ich produktami dostępnymi w każdym tutejszym sklepie. Właśnie dlatego postanowiłem stworzyć Biało-czerwony prezentownik dla Francuza. Poniżej postaram się zaprezentować kilka przykładowych towarów produkcji polskiej, (lub polskiej myśli twórczej), którymi moglibyśmy obdarować naszych franko-fonicznych przyjaciół, a które są dostępne na terenie Francji.
film dvd/bluray: „Miasto 44” (fr. Insurrection) w reżyserii Jana Komasy
wódka – Żubrówka, Sobieski, Wyborowa to prezent klasyczny i może mało zaskakujący, ale dla urozmaicenia możemy podarować mniej popularną markę trunku. Od Mikołaja z sieci winiarni Nicolas możemy otrzymać marki Belvedere , Żytnia i Pravda ,
dla najmłodszych proponuję zabawki firmy Wader dostępne m.in. w sieci Carrefour
średnich może zainteresować seria gier komputerowych Witcher opartych na prozie Andrzeja Sapkowskiego „Wiedźmin”. Ostatnia część zdobyła niedawno zaszczytny międzynarodowy tytuł Gry Roku 2015!
rękodzieło: na polskich forach we Francji i grupach na Facebooku z łatwością odnajdziemy osoby wykonujące biżuterię, akcesoria odzieżowe, robótki ręczne, zabawki, meble, malarstwo, a wszystko ze słowiańską duszą
Mam nadzieję, że jesteście pozytywnie zaskoczeni zasobnością listy i wybierzecie coś dla Waszych bliskich, a po świętach wrócicie do niej i dokupicie jeszcze coś dla siebie. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i pamiętajcie, że nawet Święty Mikołaj jest Biało-czerwony! ps. Za nieumyślne zmotywowanie mnie do reaktywacji bloga dziękuję http://mademoisellekier.blogspot.fr/
Przeglądając serwisy informacyjne, możemy natknąć się co
jakiś czas na raporty, apele, akcje dotyczące czytelnictwa w
Polsce. A może wypadałoby powiedzieć jego braku. Statystycznie
czytamy mało, a do tego głównie formy krótkie, czyli prasę
codzienną i kolorową (którą to w większości się ogląda, a nie
czyta – pasek wiadomości na TVN24 też się nie liczy). Dlaczego
mało i dlaczego nie książki? A bo za drogie, a bo nie ma czasu, a
bo telewizor zahipnotyzował... i statystyki spadają. Wiadoma rzecz,
że żaden człowiek nie będzie czytał, żeby podnieść jakąś
wyimaginowaną średnią. Tylko jak ich/się zachęcić do czytania?
Przecież nikt chyba nie podważa faktu, że czytanie ma w sobie moc,
a na apel grupy społecznościowej: „Nie czytasz, nie idę z Tobą
do łóżka” to już mało kto pozostaje obojętny. W moim
przypadku rozwiązanie okazało się dość przewrotne. Paryż. Praca-dom-praca-dom... godzina autobusem-metrem-piechotą
w jedną stronę. Początkowo dosypianie za krótkich nocy, potem
obserwacje współpasażerów, słuchanie muzyki, ostatecznie
refleksja: tutaj wszyscy coś czytają! W większości są to darmowe
gazetki zaścielające całe wagony metra, ale nierzadko są to też
książki. Też tak chcę! To będzie przyjemne z pożytecznym. Droga
szybciej minie, a może i w głowie coś zostanie. To, że przez
ostatnie kilka lat trochę odpuściłem literaturze, nie oznacza
przecież, że zapomniałem, jak się to robi. Trzeba jedynie
„zorganizować” jakieś knigi i do dzieła!
Hmmm, no tak. W Paryżu jestem. Nie wyskoczę do antykwariatu czy
pierwszej lepszej księgarni, bo nie umiem/nie chcę/nie lubię
czytać po francusku. Przecież nie po to Tadeusz Boy-Żeleński
urabiał się po łokcie, żeby przetłumaczyć cały kanon
francuskiej literatury, żebym ja podważał jego pracę i nieudolnie
robił to od nowa! Z drugiej strony, zasłużenie sobie na ulicę w
Paryżu mianowaną własnym nazwiskiem jest dość kuszące... ale to
nieco odleglejsze plany. Na początek wybierzmy się na spacer do
dziesiątej dzielnicy, może spłynie na nas nieco talentu i zapału
pracowitego Boy'a, a potem poszukamy czegoś do czytania.
Książki mają w sobie magię. Papier, druk, okładka, zapach,
szelest, zakładka, zagięty róg, dedykacja, suszony liść, plama
od herbaty, notatka na marginesie. Wspaniałości. Nieco kłopotliwe
jest jednak ich zdobywanie na obczyźnie. Można przywieźć- hurtem-
raz do roku pół walizki wracając z urlopu. Wtedy pojawia się
problem szesnasto-metrowego
„mieszkania” i upychania kolejnego towaru po kątach. Można
skoczyć na organizowane wśród Polonii wymiany książek, ale wtedy
mamy ograniczony wpływ na to, co będziemy czytać. Wreszcie, możemy
wstąpić do subkultury gadżeciarzy technologicznych i zaopatrzyć
się drogą kupna w czytnik książek elektronicznych.
Tak jak nie każde buty sportowe to Adidasy, tak nie każdy
czytnik książek elektronicznych (e-booków) nazywa się Kindle.
Faktem jest, że to właśnie ten produkt przyczynił się do
swoistej rewolucji w sposobie czytania książek, a konkurencja
sprawiła, że ceny sprzętu znacząco spadły. Zrozumiałe jest, że
czytając e-papier, odpada nam część magii opisanej kilka linijek
wcześniej. Nie mniej kilka cech tradycyjnej książki zachowujemy (w
zależności od modelu czytnika: zakładki, notatki, okładki, bardzo
wyraźny druk, czytelność w pełnym słońcu), a dodatkowo
zyskujemy inne: oszczędność miejsca i wagi (można to szczególnie
odczuć, wożąc codziennie obszerne powieści metrem), tak pożądana
przez zamieszkałych na obczyźnie dostępność do książek w
dowolnym języku świata, a nawet wodoodporność.
No to już! Zakładamy konto w dowolnej księgarni internetowej,
klik, klik (podaj numer karty płatniczej), klik i czytamy! Według
rankingu „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” z maja 2014 roku, aż
27 tytułów z listy TOP 30 możemy kupić jako e-booki. Do tego
księgarnie prześcigają się w promowaniu tego typu wydawnictw,
oferując liczne upusty, pakiety, kody rabatowe, czy nawet całe
darmowe książki (np. klasykę literatury, jak choćby „Kubuś
Fatalista i jego Pan” Denisa Diderot, w tłumaczeniu patrona tego
felietonu, Tadeusza Boya-Żeleńskiego). Mamy nawet polską
inicjatywę „płać ile chcesz”, gdzie za dowolną kwotę możemy
zakupić zestaw kilku książek, a dodatkowo sami decydujemy, czy
nasze pieniądze dostanie wydawca, autor czy fundacja wspierająca
czytelnictwo.
Przy takiej łatwości zdobywania nowych tytułów, trzeba mieć
tylko nadzieję, że będziemy mieli wystarczająco daleko do pracy
albo wystarczająco długi urlop, bo uzbiera nam się spory stosik
zaległości... Jaki stosik? Przecież pliki nie zajmują
miejsca! Czytać, jak to łatwo powiedzieć. Tekst ukazał się pierwotnie w tygodniku Vector Polonii nr 28-29 (91-92) (13 i 20 VII 2014)
To, że Polacy wiedzą jak obchodzić się z jabłkami, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Jesteśmy w czołówce producentów koncentratu zagęszczonego soku jabłkowego na świecie, ostatnio przypomnieliśmy sobie, jak produkuje się cydr, a jabłecznik brzmi o wiele lepiej niż nic niemówiąca szarlotka. Od niedawna mamy kolejny powód do dumy i dowód, że Polak z jabłkiem w ręku to dobre połączenie. Przykłady potwierdzające tę tezę można obecnie odnaleźć na ulicach Paryża. Polakiem, o którym mowa jest pan Waldemar N. z Gdańska, a wspomnianym jabłkiem jest najnowszy model telefonu amerykańskiej firmy Apple (po naszemu jabłko) czyli iPhone 6. Pan Waldemar wykonał swoim telefonem zdjęcie, które trafiło do galerii na oficjalnej stronie internetowej firmy Apple i obecnie służy do promowania możliwości fotograficznych tego telefonu. Jego zdjęcie (oraz kilkanaście innych) możemy wypatrzyć na plakatach rozsianych po Paryżu.
Panu Waldemarowi gratulujemy, a jeszcze bardziej zazdrościmy, czyli zupełnie jak to jest w zwyczaju biało-czerwonych.