O vide greniers już pisałem i nie będę się powtarzał. Normalnie
jest to rozrywka sezonowa, uzależniona od pogody, bo zazwyczaj
odbywa się na ulicach, placach, skwerach itp., ale wczorajszy szybki
rzut oka na www.vide-greniers.org
okazał się proroczy. Kilkaset metrów od mojego mieszkania
odbywa/ła się impreza pod hasłem „Dni przyjaźni” (Journees
d'amitie) w jakichś pomieszczeniach kościelnych (niestety
ceny uwzględniały chyba prowizję Watykanu).
Tego
nie mogłem przegapić!
Pretekst do zobaczenia wnętrz, których nie odwiedziłbym przy
żadnej innej okazji, plus standardowa radocha z możliwości
pooglądania/pomacania/zakupienia jakichś mniej lub bardziej
potrzebnych pierdółek (czytaj: płyt z muzyką), to jest to, co
tygryski lubią najbardziej. Wczorajszego popołudnia doszedł
jeszcze jeden argument „za”: materiał na kolejny wpis blogowy.
Niby nic wielkiego, ale
patrząc na niewielką częstotliwość mych publikacji, każdy
pretekst i motywacja się liczą. Oto i on:
Jak się teraz zastanawiam,
to w sumie nie wiem, dlaczego nie kupiłem tej płyty... bo nie
słucham klasyki? Na co dzień niby nie, ale uprzedzony przecież nie
jestem, a wartość sentymentalna jest nie do przecenienia.... hmm
może pójdę tam jeszcze dzisiaj i nadrobię to niedopatrzenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz